Śmialiśmy się z wyborów w Rosji i Białorusi.
No to się pośmialiśmy. I śmiech nam utknął w gardle.
Bo kiedyś to było proste: patrzyliśmy na Rosję czy Białoruś, kiwaliśmy głowami i mówiliśmy: „no tak, fikcja wyborcza, kartka wrzucona, wynik znany jeszcze przed liczeniem”. Śmiech przez łzy, ale z dystansem. Tam, nie u nas.
A dziś? W Polsce 2025? Mamy protesty wyborcze rozpatrywane przez upolitycznione izby z łaski PiS-u, które nawet nie udają zainteresowania meritum. Uchwała w sprawie ważności wyborów znana, zanim zapadła. Termin ogłoszenia — wybrany jak z PR-owego kalendarza, a nie z kalendarza konstytucyjnego.
I to ma być demokracja?
To już nie jest śmieszne. To jest tragiczne w swoim cynizmie. Przepisano nam scenariusz ze Wschodu, tylko opakowanie bardziej eleganckie.
Tyle tylko, że my pamiętamy, co to znaczy wolność. Co to znaczy obywatelski opór. I nawet jeśli oni zrobili z Sądu Najwyższego maszynkę do zatwierdzania „woli suwerena” na zamówienie, to nie zrobili jeszcze z nas milczącego stada.
Śmialiśmy się z Białorusi.
Teraz płaczemy, ale się nie cofniemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu hejt nie jest tolerowany.