Kiedy zdecydował się Pan wrócić do polskiej polityki i ratować nasz kraj z rąk pisowskiej bandy, pomyślałam: ciepła wodo w kranie, wróć. A zaraz potem: trzeba mieć odwagę graniczącą z szaleństwem, żeby brać odpowiedzialność za państwo rozwalone moralnie, finansowo i społecznie.
Przez ostatnie lata Polska tonęła w pogardzie, w antysemityzmie spod budki z piwem, w rasizmie, w publicznej nienawiści i upodleniu człowieka. Tyle gniewu, chamstwa i deprawacji – nie pamiętam, żeby kiedykolwiek było aż tak źle. Kraj rozdarty na pół, jeden wielki wrzód, który trzeba przeciąć. Pan podjął się zszywania tego wszystkiego. I miliony stanęły za Panem.
Ale jak to w naszej Polsce bywa – najpierw wszyscy klaszczą, a potem zaczynają marudzić. Narzekania, że „rząd niesprawczy”, że „gdzie rozliczenia PiSu”, że „nic się nie dzieje”. A ja pytam: czy wy ludzie macie pojęcie, w jakim bagnie ten rząd musi się grzebać?
Osiem lat demolki. Instytucje rozkradzione, prawo wykrzywione, państwo zaminowane, a do tego prezydent – sabotażysta. To nie Netflix. Tu nie ma „następnego odcinka” po dziesięciu sekundach. To mozolne odbudowywanie zgliszczy. Kto tego nie widzi – ten jest albo ślepy, albo tęskni za kabaretem i krwią na ekranie.
Ja też czasami słyszę: „co ty wiesz, mieszkasz za granicą”. A ja wiem aż za dobrze. Polska jest we mnie, choć nie mieszkam w niej fizycznie. I boli mnie każdy upadek, kazda zdrada rozsądku, kazdy triumf cynizmu nad odpowiedzialnością.
Dlatego, Panie Premierze – niech Pan wie: ja jestem z Panem. I choćby wszyscy się odwrócili, choćby znowu zaczęli pluć i grozić – ja będę stała obok. Choćbym była jedyna.
Z wyrazami szacunku i siły
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Na tym blogu hejt nie jest tolerowany.