sobota, 3 maja 2014

"niskie koszty produkcji"




W Polsce mnożą się specjalne strefy ekonomiczne. Na świecie na strefy postawiła Korea Północna, Chiny, Filipiny, Białoruś. Inwestorów zachęca się niższą ceną gruntu, niższymi podatkami, czy dotacjami państwowymi. W zamian rządy liczą na zmniejszenie bezrobocia i dochody z zatrudnienia pracowników. Gminy budują drogi na pustkowiach, kanalizację, nawet uzbrajają teren. Firmy - głównie zagraniczne - wykorzystują szansę i stawiają blaszaki, które łatwo złożyć kiedy zwija się interes, rusza produkcja na trzy zmiany. Pracowników zwozi się ze wsi i małych miasteczek, gdzie alternatywą jest zasiłek dla bezrobotnych albo wyjazd za granicę. Nie zatrudniają same firmy, ale agencje pracy tymczasowej. Co roku przybywa średnio 250 takich agencji, w sumie jest ich ok. 3 tys. Oficjalnie poprzez agencje pracuje ponad 1,5 miliona osób. Przedsiębiorca, choć płaci za wynajem pracownika, to i tak zyskuje. bo odpadają koszty księgowo-kadrowe, rekrutacja, agencje zatrudniają najczęściej na umowę-zlecenie lub umowę o dzieło, więc odpadają także urlopy, trzymiesięczne wypowiedzenia, odprawy, pakiety świąteczne, trzynastki. Tylko czekać aż wyspecjalizują się w dostarczaniu sprawdzonego "towaru" jak w Singapurze gdzie robią pracownikom badania laboratoryjne. Większa ilość kortyzolu we krwi wiąże się z większą skłonnością do akceptacji niskiego dochodu. Z kolei większa ilość testosteronu oznacza mniejszą skłonność do podporządkowywania się ... 
Opracowano na podstawie art.

I ta ustawa o zatrudnieniu pracowników tymczasowych ma 11 lat. Ludzie, przecież my żyjemy w Europie, a nie w Bangladeszu!!!
Taki to nasz dziwny kraj, że jak się uchwala jakąś ustawę to zostawia się furtkę do jej "obejścia". Stwarza to pozory legalności i daje możliwość wyzysku. Ale jeśli państwo ustanawia takie prawa, to różne sępy z niego korzystają. Przecież to, że ustawa obowiązuje od 11 lat, patologia cały czas narasta i jakoś nic z tym zrobić nie można nie dzieje się przypadkowo. Jęczeć, że agencje i pracodawcy omijają prawo nie ma co. Zacząć należy od zmiany prawa i oczywiście od jego egzekwowania. Politycy mają geby pełne frazesów o sprawiedliwości i walce z biedą i wyzyskiem a w rzeczywistości chodzą na pasku biznesu. Bo kto zasponsoruje kampanie wyborczą ? Biedota i tak nie chodzi na wybory więc dla klasy rządzącej nie istnieje i jest traktowana jak niewolnik. A ze strony władzy wielkich chęci dokonania zmian korzystnych dla pracowników nie ma. Ewentualnie przed kolejnymi wyborami coś się pocygani dla zamydlenia ludziom oczu, a po wyborach wszystko rozlezie się po kościach bez większych realnych efektów. Jak wszędzie. Ale takiego upodlenia na Zachodzie nie ma. 

Chciałoby się powiedzieć - Polska, kraj upodlenia.... A odpowiadają za to "solidarnie" (sic!) wszystkie skurwysyny pałętające się w polityce ostatnich 20 lat. Czy można ich nazwać inaczej? Niemal wszyscy wyrośli na robotniczym zrywie i walce o prawa pracowników, ze styropianowym ethosem w tle. Czemu potrafią w ekspresowym tempie zmienić prawo, jeśli tylko domaga się tego Kościół, ale nie interesuje ich los tysięcy niewolników, żyjących jak zombies by nakarmić własne dzieci? Na Kościół zawsze znajdą się pieniądze, ostatnio dla świętego kumpla pani bozi, pompuje się kolejne miliony w gigantyczne świątynie, zapominając o własnych rodakach zmuszanych w 21 wieku do pańszczyzny. Jedyne, czym Polska może przyciągnąć inwestorów to głodowe płace, czytaj: "niskie koszty produkcji". Nie powinno być żadnych agencji pracy. Zakład przystępujący do przetargu powinien wykazywać jakie ma kadry własne do wykonania zadań i jakie płace.  

Kiedy oglądałam spoty i czytałam artykuły z okazji 10 lecia Polski w Unii rozpierała mnie duma, ale wystarczyło zamknąć spot, przeczytać artykuł na którego temat spot nie powstanie i czar pryska. Pomyśleć, że zmobilizowaliśmy Polskę do generalnego strajku bo chleb podrożał o 20 groszy....

Polska to jednak dziki kraj.

promuj

                                                komentuj