poniedziałek, 26 marca 2012

"Szare" finanse Kościoła


Firma


W mediach toczy się dyskusja, czy propozycja zmian w finansowaniu Kościoła to ewolucja, czy rewolucja. Kutz obwieścił rewolucję. Inni mówią, że to zaledwie kosmetyka. Przychylam się do opinii tych ostatnich. Największym bowiem problemem Kościoła (choć nie dla Kościoła) jest utrzymywanie ogromnej szarej strefy finansowej, której legitymizacja zależy od niesformalizowanych obyczajów i serwilizmu lokalnych władz, a zakres - od osobowości księdza (jego zachłanności lub wielkoduszności). Każda próba naruszenia tej sfery wywołuje silną reakcję.
Tymczasem mamy co najmniej trzy kręgi "szarego" finansowania Kościoła.

Pierwszym są rozmaite ulgi finansowe (np. celne), chociażby na zakup tak zwanych przedmiotów związanych z kultem religijnym. Stąd w wielu parafiach znajdują się dobra (np. samochody) kupione (często odsprzedawane) na innych zasadach, niż robią to normalni obywatele. Stąd też zapewne przepych budowlany wielu parafii
zorganizowanych niekiedy jak luksusowe hotele - z garażami, służbą i ogrodzeniem stawianym z wyjątkowym przepychem. Księża w całej Polsce prowadzą małe i duże biznesy, wynajmując lub odsprzedając powierzchnie i lokale. Zatrudniają też (nieodpłatnie) okolicznych mieszkańców do pracy na dzierżawionych polach. Jak w czasach "Chłopów" Reymonta.
Drugim kręgiem są kościelne uroczystości, takie jak śluby, chrzty, pogrzeby (niemal wszystkie cmentarze w Polsce są własnością Kościoła), i różne sposoby nieformalnego wymuszania opłat "co łaska". Jeden ze znanych mi proboszczów za samo wydanie papierów osoby, której wolą było pochowanie w innej parafii, zażyczył sobie 500 zł "odstępnego". W innej znajomej gminie proboszcz domaga się od rodziców dzieci idących do komunii zakupu kwiatów w kwiaciarni, której właścicielką jest jego siostra. Inny proponuje urządzanie uroczystości w restauracji swojego brata. Są to tak zwane propozycje nie do odrzucenia, tolerowane przez wszystkich, bo księdzu się nie odmawia. W znajomych wsiach na południu Polski krąży tak zwany księży zeszyt, gdzie ludzie wpisują sumy, jakie muszą oferować na Kościół poza tacą. Zeszyt leżał najpierw w sklepie i ksiądz oczekiwał anonimowej darowizny, ale gdy okazała się ona niewielka, rozpoczął "zbieractwo" imienne. Jego efekty są odpowiednio nagradzane lub krytykowane podczas niedzielnej mszy. Wydatków oczywiście nikt nie kontroluje.
Trzecim kręgiem, najpoważniejszym, jest finansowanie potrzeb parafii i kleru z budżetu gminnego. Opłacane są z niego lekcje katechezy i inne szkolne działania księży, takie jak pielgrzymki (bo dzieci z wiejskich szkół poznają Polskę wyłącznie śladem cudów i miejsc kultu), czy wątpliwej jakości "poradnictwo". Każdy wójt wie, że musi dobrze żyć z proboszczem czy biskupem. Gminy finansują więc religijne uroczystości i remonty kościołów czy plebanii, i to nie tylko wtedy, gdy jest taka potrzeba, ale także gdy ksiądz życzy sobie bardziej okazałych elementów dekoratywnych

Magdalena Środa, filozof, etyk

Ten złodziejski kościółek wyciska z szarej strefy drugie tyle co z budżetu i tacy - razem wziętych. Na tzw. niedochodowej działalności ekonomicznej tlucze kasę na tych wszystkich biznesikach kręcących się wokół kościółka, na nieformalnych dzierżawach, wynajmach, odstępnych, zezwoleniach... za co normalny obywatel zobowiązań byłby do uiszczania podatków, a ci są od nich zwolnieni. Dzięki uprzywilejowanej pozycji kościelny biznes eliminuje wszelką konkurencję, która po prostu nie ma siły przebicia już na starcie.

Do niedawna istniały małe firmy, które produkowały artykuły dla dzieci do komunii, płaciły podatki, miały pracę. Obecnie wymierają, bo sklepy nie biorą od nich towaru. Całe zaopatrzenie odbywa się z poręki ludzi znajomych księdza. Podobno jest nawet stawka od dziecka płacona księdzu. Ciekawe co na to urzędy, bo na uczciwą konkurencję to nie wygląda. Naturalnie zyski z powyższej działalności nie są oczywiście przez nikogo kontrolowane, a wiadomo od dawna, że i ksiądz ma rodzinę oraz własne potrzeby. Opływają więc w dostatki - niczym pączki w maśle, korumpując rynek, oraz tę polską namiastkę demokracji.

Komisja Majątkowa została wreszcie zlikwidowana po przekrętach jakie zrobiła. Teraz kler zabrał się za "odzyskiwanie" dóbr zabranych przez cara i Prusaków. Niedługo dojdą wstecz do Mieszka I. Pytanie tylko po co Kościołowi te dobra ziemskie skoro: na renowacje zabytków, nauczanie religii, działalność Caritasu i emerytury dostają pieniądze od państwa. Mieć po to by mieć? A gdzie nauka Chrystusa o ubóstwie? Kościół cały czas dyskutuje o finansach, a o działaniach, do których został przez Chrystusa powołany cisza jak makiem zasiał... Na co Bogu ziemskie pieniądze?

Bo czymżesz dla nich jest wiara? Ano czystym biznesem jak bank czy ubezpieczenie.  Lekcje religii dla dzieci - czyli czym skorupka za młodu nasąknie. Biblia - czyli jak wiernemu robić świra w głowie. Ceremonia mszy - to hipnotyczny seans. Spowiedź - nic innego jak  wywiad. Kolęda - wywiad środowiskowy u owcy ..

Do czego ten w miare cywilizowany kraj doprowadził jej ukochany syn - Karol Wojtyła. Gdyby nie szefował Firmie, nie byłoby Konkordatu, Suchockiej i tego całego skansenu. Zapłacą za to pokolenia Polaków, bo z takiego zacofania nie jest łatwo wyjść. Dlatego zawsze patrzę na Francuzów z wielkim szacunkiem, gdyż pozbyli się tych złodziei w sposób tak prosty i zdecydowany! Tak więc nie można mówić o wolnej i demokratycznej Polsce dopóki nie nastąpi rozdział Kościoła od Państwa, a także zaprzestanie indoktrynacji katolickiej w szkołach (a nawet już w przedszkolach). Kościół powinien oddać społeczeństwu i państwu polskiemu zagrabione przez siebie dobra. Należy zerwać Konkordat. Bez tych zmian nie ma wolnej, niezawisłej i demokratycznej Polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na tym blogu hejt nie jest tolerowany.