
Autor - Jacek Pałasiński
Mówiłem, ale pewnie Państwo nie słuchali...
Najczęściej powtarzanym w zeszłym tygodniu słowem w mediach było słowo „brexit. Dziś, najczęściej powtarzanym słowem jest „bridiots”.
Na chaos polityczny i gospodarczy, który ich ogarnia w pełni zasłużyli. Reszta Unii – mniej, choć niech pierwszy rzuci kamieniem, kto jest bez winy. O dziecinadzie w wydaniu naszej dyplomacji później, teraz o nowych podziałach.
W zeszłym tygodniu byliśmy podzieleni między zwolenników „leave” i „remain”, w tym tygodniu podział przebiega wzdłuż linii: "More Europe” – „Less Europe”.
Pierwsza koncepcja to oczywiście przyspieszenie procesu integracji, jako środka zaradczego na unijne bolączki; druga – to osłabienie integracji i powrót do tego, co komentator prestiżowego CdS nazwał „zapleśniałą ideą nieograniczonej suwerenności”, która tyle wojen i konfliktów spowodowała w Europie w ciągu ostatnich dwóch wieków.
Zwolennicy Less Europe uważają, że przyczyną unijnych kłopotów jest to, co nazywają „brukselską biurokracją”, nie bacząc, że mają w Brukseli dokładnie tyle samo biurokratów, co inni.
Zwolennicy „More Europe” uważają, że powodem europejskich kłopotów jest skrajna prawica i nacjonaliści, którzy dorwali się do rządów w sporej części krajów członkowskich.
Zwolennicy „More Europe” planują dokończyć dzieło budowy unii monetarnej i bankowej.
Zwolennicy „Less Europe” mają różne cele: Mateo Renzi, Alexis Cipras chcą zniesienia ograniczeń budżetowych i prawa do tworzenia niebotycznego deficytu; Jarosław Kaczyński, Viktor Orban i paru innych przywódców zapóźnionego Wschodu – zmniejszenia kontroli nad swoimi chorymi, totalitarnymi ambicjami.
Ci od „More Europe” boją się jednak odwrócenia od siebie sympatii ludzi, których pochopnie nazywamy „eurosceptykami”, choć w rzeczywistości sceptycznie odnoszą się głównie do cudzoziemców.
Ci od „Less Europe” nie boją się niczego, bo w przeciwnym wypadku nie byliby tam gdzie są, czyli na liście aspirujących do dołączenia do pocztu dyktatorów, od Mussoliniego i Hitlera do Stalina.
A propos: Przemówił wreszcie Boris Johnson, kandydat na premiera Wlk. Brytanii. W artykule zamieszczonym w Daily Telegraph, zapewnia, że Brytyjczycy nadal będą mogli jeździć do UE, osiedlać się w UE i pracować w UE. Odpowiedział mu poseł niemieckiej Chadecji, prezes Niemieckiego Instytutu Biznesu Michael Fuchs. „Tak, to będzie oczywiście możliwe, ale nie za darmo. Popatrz na Norwegię czy Szwajcarię: oni też płacą. A opłata dla Norwegii per capita jest dokładnie taka sama, jaka Brytania do tej pory wpłacała do unijnej kasy. Więc raczej nie zaoszczędzicie”.
A tymczasem do Łazienek królewskich na zaproszenie z Warszawy przyjechali ministrowie spraw zagranicznych, 7 krajów Europy środkowej, Hiszpanii oraz sekretarz stanu ds. europejskich Wielkiej Brytanii. Kolejne spotkanie całkowicie zbędne. Min. Waszczykowski, autor pamiętnego tweeta, cyt.: „Dalekowzroczna polityka zagraniczna premier Beaty Szydło skutecznie oddaliła perspektywę Brexitu”, dokonując poważnego nadużycia, usiłował podczas konferencji prasowej przekonać, że absurdalne tezy rodem z Żoliborza są tezami całego tego gremium.
Waszczykowski stwierdził m.in, że odpowiedzialność za Brexit spada na władze UE, w związku z czym część przywódców powinna podać się do dymisji, dając wyraźnie do zrozumienia, że ma na myśli zwłaszcza Donalda Tuska i J.C, Junckera. Proszę się nie dziwić tym elukubracjom. Ubiegłej nocy z willi na Żoliborzu wyszło polecenie, by wykorzystać do maksimum Brexit, by uderzyć w znienawidzonego Donalda Tuska. Lokator owej willi o swojej decyzji sam poinformował wielbicieli na wiecu w Białymstoku. No, a Juncker – wiadomo – naraził się, kiedy dał zgodę na rozpoczęcie procedury przeciwko rządowi PiSu o łamanie praworządności w Polsce. Obaj - oczywiście - muszą więc odejść, by na placu boju pozostał tylko zbawca Europy Jarosław Kaczyński i drabinka.
No i Waszczykowski prawie słowo w słowo powtórzył: „Część władz Unii Europejskiej powinna dać pole do negocjacji i rozmów już nowym politykom, nowym ekspertom, którzy nieobciążeni tymi błędami i brzemieniem klęski jakim był Brexit,wypracowywaliby nową pozycję zarówno dla Wielkiej Brytanii jak i Europy”.
Czyli ekspertów PiS-owskich, tych samych, którzy w ciągu pól roku rządów zadłużyli Polskę o kolejne 47 mld zł. Waszczykowski wezwał też do rewizji Traktatów Europejskich.
Najbardziej tragiczne w tej dziecinadzie jest to, że ci ludzie są przekonani, że ktoś ich bierze poważnie.
promuj