sobota, 20 września 2014

"Umarł z powodu śmierci"




Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) bierze nas na celownik, bo co czwarty Polak umiera bez jasnej przyczyny. WHO nie rozumie, że to skutek wrodzonych tendencji do konspiracji?? I jak to bez wyraźnej przyczyny? Jedna z nich nazywa się "NFZ". 
A na poważnie - według GUS na choroby układu krążenia umiera dziś 47,5% Polaków, na nowotwory 26%, natomiast z niejasnych przyczyn aż 28% i ten odsetek stale rośnie. Nie oznacza to, że lekarze coraz gorzej diagnozują zgony, ale coraz częściej fałszują statystyki. W 2013 roku aż w 109 tys. przypadków lekarze nieprawidłowo wypełnili kartę zgonu. To znaczy się, że śmierć nieważna? Nagminnie wpisywane jest też  do kart: "Ustanie krążenia czy oddychania" :)))) Przepraszam, ale rozśmieszyło mnie to, to tak, jakby ktoś napisał "umarł z powodu śmierci". Natomiast często w kartach 70-latków są adnotacje: "starość" lub "przyczyna nieznana".

Niby tacy dobrze wykształceni ci nasi medycy, a nie potrafią stwierdzić na co pacjent kopnął w kalendarz,  pewnie tak samo nie potrafią stwierdzić na co choruje, a może coś nie tak z tym wykształceniem? Kiedyś czytałam artykuł o procesie sądowym gdzie biegły sądowy powiedział "Bo medycyna to "sztuka". To ciekawe po co w takim wypadku te wszystkie podręczniki medyczne które czytają lekarze? Ale może faktycznie leczenie jest sztuką? Czasami to samo zdjęcie diagnozuje dwóch różnych lekarzy i mimo, że obaj widzą to samo to jeden z nich widzi patologię a drugi mówi: "jest pan zdrowy... następny proszę.." 

Z pewnością dużą przyczyną wielu zgonów jest brak badań profilaktycznych zalecanych ze względu na wiek, no i mamy takie efekty jakie mamy. W wielu krajach leczą wg zasady "lepiej zapobiegać niż leczyć". Tam potrafią kalkulować koszty skomplikowanego leczenia przy zaawansowanej chorobie. W Polsce doszli do wniosku, że jest najtaniej jak pacjent kojfnie w kolejce oczekujących. I kto lepiej liczy? 
Wielu lekarzy w Polsce tzw rodzinnych (zmieniających się jak w kalejdoskopie) nie interesuje diagnostyka a już choroby genetyczne i wykonywanie w tym kierunku drogich badań praktycznie wcale. Zresztą w wielu przypadkach trudno nawet się doprosić o podstawowe badania krwi i moczu. Odnosi się wrażenie że po co diagnozować skoro choroba za ileś tam lat sama się ujawni? i to bez badań obciążających lekarza rodzinnego trafi do dalszego leczenia u specjalisty oczywiście jeśli dożyje. 

Ale być może to jest odpowiedź dlaczego służba zdrowia nie chce wprowadzić dla pacjentów elektronicznych nośników informacji (pendriv'ów). Skończyłoby się wypisywanie nieczytelnych diagnoz, nieczytelnych zaleceń, nieczytelnych leków... Jakżeż łatwo byłoby wtedy wyłapać wszystkie oszustwa choćby z zakresu wypisywania fikcyjnych recept albo niewykonanych usług. Jeden przyzwoity pendrive kosztuje kilkanaście złotych a w hurcie pewnie byłby o kilkadziesiąt procent tańszy i wystarczyłby od urodzenia do śmierci i jeszcze zostałoby sporo miejsca. Wystarczyłoby jedynie napisać kartotekę elektroniczną pacjenta, w którą nie można byłoby ingerować. Ale urządzenie byłoby batem na oszustów, a oni przecież z oszustwa żyją, przynajmniej większość.





83 komentarze:

  1. Nie od dziś wiadomo,że chorować jest bardzo niezdrowo. Mam paskudne podejrzenie,że to sprawka ZUS.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niewydolność krążeniowo - oddechowa jest najbardziej naturalną przyczyną śmierci ludzi starych. Tak zwyczajnie, bo przecież kiedyś to musi nastąpić. Jeśli nie ma jakichkolwiek podejrzeń o inną przyczynę ( tragiczny wypadek, samobójstwo, czy udział osób trzecich), lekarz stwierdza zgon z takich właśnie, czyli NATURALNYCH przyczyn. Jeśli lekarz ma wątpliwości, zawiadamia policję, a ta dyżurnego prokuratora. Starych ludzi umiera co roku sporo, nie można zatem zakładać, że każdy zgon jest podejrzany i wszczynać postępowanie...Nie dajmy się zwariować. WHO wymyśla różne różności, bo od tego jest. Np. pandemie grypy ... Może to właśnie z powodu "opornej" na wciskane szczepionki Ewy Kopacz WHO wzięła nas pod lupę ? Eee, tak sobie tylko fantazjuję.
    A tu dane statystyczne dla UE, sprzed 2 lat, ale pewnie niewiele się te dane zmieniły.

    http://epp.eurostat.ec.europa.eu/statistics_explained/index.php/Causes_of_death_statistics/pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WHO ma rację,większość zmarłych w podeszłym wieku ''zmarło ze starości''

      Usuń
    2. Begonijko,żyj,jako i ja żyję..

      Usuń
  3. Polacyt uwielbiają się badać. Jak każdy z bólem gardła żąda tomografii to potem się dziwić, że trzeba czekać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Umiera się i... koniec. Kogo przyczyna dręczy? Lekarz z sumieniem nie napisze, że samobój... rodzina chce pochować w poświęconej trumnie... Problem, to diagnozowanie żywych, ten proces trwa ohydnie długo i te błędy..! Mówią, że "lekarskie błędy leżą na cmentarzach" i co? Uczciwa statystyka, u nas??

    OdpowiedzUsuń

  5. Środowisko medyczne od dawna domaga się ustanowienia na wzór zachodni instytucji koronera, czyli medyka zajmującego się wyłącznie stwierdzaniem zgonów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Begonijko,ni matacz,,to sprawka ZUS!

      Usuń
  6. U nas po karcie SIS zmieniają w 2015 r dowody osobiste (carte d'identite) na chipowe, ja juz mam, policja po wlozeniu takiej karty do czytnika będzie miec dane jakie powinna miec policja (o karalnosci itp), a szpitale i pogotowie po wlozeniu do czytnika wszystkie dane o chorobach,przebytych operacjach i stanie zdrowia pacjenta, dane lekarza rodzinnego itp. Juz Murzynkom będzie trudniej te "kokosy" zbierac. Badania profilaktyczne tez non stop pilnowane i zaproszenia przychodzą, a to prostata, a to mammografia itp. Co do Polski to zastanawiam się po cholere im ta sluzba zdrowia i lepsze warunki skoro i tak pan Bóg decyduje o wszystkim i wystarczy sie pomodlic? :)))) Milego wieczorku

    OdpowiedzUsuń
  7. He, he... Póki człowiek nie pójdzie do lekarza (zwłaszcza w pewnym wieku) to zdrów jak ryba. Umrzeć też kiedyś trzeba, to może i dobrze, że ze starości.:-))))))))))
    Na poważnie zaś, to trzeba zajrzeć i na tę druga stronę lustra. Czyli całkiem na poważnie zapytać, czy my Polacy potrafimy właściwie o swoje zdrowie zadbać, a w tym korzystać z usług medycznych? Już dawno zniesiono rejonizację, a ludzie w większości n.p. zamiast zmienić przychodnię, wolą narzekać na tę dotychczasową. Rozumiem, że w przypadku nagłym trzeba iść do tego lekarza pierwszego kontaktu, który szybciej nas przyjmie, ale w pozostałych chyba warto chodzić do wybranego (stałego na ile to możliwe), nawet jeżeli to wymaga rejestrowania się z kilkudniowym wyprzedzeniem? O tym, że "z pustego i Salomon...", a więc są kolejki do specjalistów też wszyscy wiedzą. To może warto raz na rok zrobić podstawowe badania i zarejestrować się do specjalisty jak jest podejrzenie choroby, a nie gdy stan już jest ostry, a bywa beznadziejny? Może poszukać szpitala, gdzie kolejka na dany zabieg jest krótsza, a nie lamentować, że w tym obok domu czeka się latami? Jak to się bowiem okazało w przypadku jednej pani, nie 14 lat, a kilka miesięcy trzeba poczekać. Mojemu wnukowi z Wrocławia trzeci migdał usuwano w Nysie, jak myślicie dlaczego?
    Jeszcze jedno, to że pacjent życzy sobie n.p. tomografii (innego drogiego badania), bo się naczytał w internecie, nie oznacza, że jest to właśnie jemu najbardziej potrzebne. Często wystarczą inne, łatwiej dostępne i tańsze formy diagnostyki. Może korzystając "na wyrost" z pewnych usług medycznych uniemożliwiamy lub opóźniamy taką możliwość dużo bardziej od nas potrzebującym?
    Pomyślności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ikko, toż ja już kilka osób "przekierowałam" ( gratis !!!) z rozmaitymi operacjami do mniejszych miejscowości, do dobrych, sprywatyzowanych szpitali ( panaprezesowcom obowiązkowo trzeba tu podrzucić informację, że ta prywatyzacja polega wyłącznie na podpisanych z NFZ kontraktach, a nie wyciąganiu opłat od pacjentów, bo ciemnota tego nie załapuje), ja sama zresztą też "naprawiałam" sobie nadgarstki w Kwidzynie.U tego samego ortopedy, który operuje w Gdańsku, tyle że tu więcej luda, to i terminy dłuższe. Przychodnię też można zmienić, rejonizacji od dawna już przecież nie ma. Ja, nienawidząca łażenia po lekarzach, mam od kilku lat (po przeprowadzce) dobrą przychodnię oddaloną o 500 m od domu, ale wolę swoją "starą" panią doktor i to ona, znając moją niesubordynację, co rok, góra 2 lata, wygania mnie ze skierowaniami na wszelkie możliwe badania ...dla swojego spokoju, jak mówi, he he. I, możecie wierzyć, lub nie, ale wybieram sobie jakiś dzień i załatwiam te badania ( EKG, USG, RTG) ciurkiem, bo wszystko jest na miejscu, ale analizy robię w prywatnym laboratorium ( tzn. płacę 5 zł za utoczenie mi krwi, a reszta na ubezpieczenie), a to z powodu lenistwa, bo nie chce mi się ganiać do przychodni najpóźniej do godz. 8.oo. Mam konto internetowe w laboratorium i wyniki mogę sobie odebrać po paru godzinach tą drogą, nie ruszając pupy z domu. Potem jednak muszę iść do pani doktor, aby dowiedzieć się, że wyniki mam ...hmmm. hmmm, zgodne z normą wieku, pogadamy sobie trochę i tak do następnego razu. Mammografia jest rzeczywiście bezpłatna, zresztą badania paskudniejsze ( kolonoskopia, na przykład) też. Chłopów zagania się do badania prostaty ...ale nie chodzą, a później, kiedy jest już za późno, lament.
      P.S. Obejrzałam wczoraj brytyjski dokument, pt. ( chyba ) "Numer alarmowy", który przedstawiał pracę ratowników i policji w Londynie...Zszokowała mnie informacja o gwałtownie narastającej liczbie osób z zaburzeniami psychicznymi, z którymi użerają się policjanci i ratownicy, a powinna normalna służba zdrowia, która ich olewa ( często przyczyną jest nadużywanie alkoholu, ale i schizofrenia ...)
      Cóż, wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
      A teraz idę spać, bo wróciłam z nocnej zmiany, a tu czas poleciał, nawet nie wiem, kiedy.
      Dobrej nocy ! (???)

      Usuń
    2. begonijka21 września 2014 03:41

      " czy my Polacy potrafimy właściwie o swoje zdrowie zadbać, a w tym korzystać z usług medycznych? " Hm, mysle ,ze tutaj ma wielka role do odegrania ministerstwo zdrowia i wladze ustawodawcze.Chociazby via medias.
      Alkohol w kazdym sklepiku,tanie papierosy,kultura gastronomiczna( tlusto,slodko i obficie) no i obecnie wszechobecne auta.
      Co do jakosci polskiej sluzby zdrowia to moja opinia jest wyrobiona. - Katastroficzna!
      Bylem pare razy w polskich szpitalach ( na szczescie tylko na odwiedzinach) i bylem przerazony. Jak np. mozna przebywac w 7osobowym pokoju?! We Francji najgorszy standart to pokoje 2osobowe . Z reguly sa to jedynki i oczywiscie z tv,internetem,osobista toaleta......

      Co do oczekiwania na zabieg/badania ..no, moj znajomy z Katowic otrzymal takie propozycje na operacje biodra (proteza): z kasy-7 miesiecy,prywatnie-za 2tygodnie.
      No i lekarstwa. Tutaj to juz nie niedomoga,lecz wrecz zbrodnia wobec chorych z malymi dochodami. A kontracepcja? A IVG( usuniecie ciazy)? Pomijam juz wyzywienie w panstwowych szpitalach.
      Piszesz " wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma" no moze nie wszedzie ale jest takich miejsc w Europie wiele.
      Co do Anglii ,to ich sluzba zdrowia jest rowniez wyjatkowa jak jazda na lewo. Przykladem do nasladowania w zadnym przypadku byc nie moze.
      Milego i wpelnym zdrowiu, dnia zycze ,

      Usuń
    3. Francopolo, oczywiście, że jest to początek drogi ku poprawie, bo kilkadziesiąt lat tzw. "darmowej" służby zdrowia zrobiło swoje. I ja widziałam paskudne szpitale, ale i takie, które mają bardzo dobry standard, choć co do tych obowiązkowych 1- ek i 2- ek bym się nie upierała. Co do cen lekarstw, to uwierz mi, sprawa nie jest tak jednoznaczna. Po pierwsze: wielu, zwłaszcza starszych, pacjentów uważa, że dobry lek, to DROGI lek, tymczasem są bardzo tanie ( np. ten sam losartanum kalicum - lek na nadciśnienie, potrafi kosztować ok.20 PLN, ale i ...ok. 3 PLN (ten sam losartan, tyle że zamiennik innej firmy i o innej nazwie) i mam całą masę takich przykładów. Po drugie: farmaceuta MA OBOWIĄZEK poinformować pacjenta o tych tańszych zamiennikach, ale tego zbyt często nie robi, bo ???????? No właśnie ! Po trzecie: lekarze często namolnemu pacjentowi zapisują leki niepotrzebnie, a on je niepotrzebnie wykupuje, mając później w domu całą "aptekę".
      Podsumowując: ja widzę, co jest złe, ale na ogół widzę szklankę napełnioną do połowy, a nie do połowy pustą.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    4. Dzień dobry Begonijko !! Zgodzisz się chyba ze mną, że KAŻDY lek jest trucizną na jakieś tam mikroby i wirusy. Podawany w tabletkach lub płynach jest na tyle rozcieńczony, ze od razu nie zabija człowieka, ale od razu lub prawie od razu zabija te mikroby. Gdy ten sam lek "zażyjesz" w odpowiednim stężeniu - masz przechlapane. Problem tkwi w tym, ze niektórzy bezkrytycznie "zażywają" dany lek, ot tak "na wsiakij słuczaj", powodując kumulację jego skladników w organiżmie, no i zaczynaja się problemy zdrowotne.
      Zupelnie podobnie jest ze śmieciowa żywnością - zajrzyj do etykiety, co tam jest napisane bardzo mikroskopijnymi literkami, ile tam chemii, ile tam poprawiaczy, ulepszaczy, zagęszczaczy, antyoksydantów, słodzików,poprawiaczy smaku i koloru i diabli wiedzą co tam jeszcze. Na słoiku zwyklego chrzanu tartego, znajdziesz 6-8 ulepszaczy a nawet jakąś tam gumę guarano-czy jakoś tak. Po co to wszystko ????
      Otóż WSZYSCY PRODUCENCI ŻYWNOŚCI robia swoje wyroby aby osiagnąć dla SIEBIE maksymalny zysk. Dodaje się więc te wszystkie "ulepszacze" tylko po to aby przedłuzyć trwałość i "zdatność" do spożycia danego produktu, a nie aby zaspokoić Twój wyrafinowany gust i smak. Te wszystkie "gorące kubki" , zupki w proszku, vegety to jedna wielka chemia. Pewnie, ze dla niektórych wygodnie jest "ugotować" sobie zupkę lub bulionik w ciągu 2 minut, bo po co przez pół godziny lub więcej. Jaka oszczędność czasu i mediów energetycznych. Zauważ, ze WSZYSTKIE wędliny smakują dzisiaj INACZEJ niż kiedyś. To też sama chemia i całe mnóstwo "ulepszaczy". To niech Cie nie dziwi, że mamy wzrost zachorowań na wszystkie możliwe choroby wewnętrzne. Tak działa skumulowana chemia w naszym organiźmie. Dodam, że wszystkie te ulepszacze w stężeniu są zwykłymi truciznami - podobnie jak w lekarstwach. Czy zdajesz sobie sprawę z ogromu tego problemu. Na koniec - upatrz sobie w jakimś sklepie wędliniarskim lub na stoisku wędliniarski w markecie jakąś pokażą "szynkę" czy inną "wędlinę" i obserwuj przez kilkanaście dni jak jej mało ubywa i ile osób z personelu ekspedientek tą wędlinę "obmacywało" aby ukroić kilka plasterków. Nadzwyczaj rzadko widuję aby ekspedeientki nosiły lateksowe rękawiczki. A "szynka" - jak gdyby nigdy nic - leży sobie w ladzie chłodniczej i "dojrzewa". Powstały więc "fabryki żywności" o żywotności długotrwałej a my płacimy za to krótszym okresem żywota. Dlatego tez często tu się rozpisuję na temat róznych polskich smakołyków ale robionych w domu i bez tej całej chemii. Trudno - przy "niedzielnym obiedzie", trzeba te 2-3 godziny odstać przy garach - ale jaka pychota !!!! Na litość "boską" nie jedzmy tej chemii - sami siebie trujemy, napychając kabzy producentom. Piszę to wszystko całkiem serio - zajrzyj do podręcznika chemii jaki jest sklad chemiczny tych ulepszaczy - brrrr. Przepraszam, że ja tak "przy niedzieli" truję, ale trzeba !!! Miłego dnia !
      P.S. Za kim dzisiaj kibicujesz - będzie to "zloto", alno po wczorajszym meczu z Niemcami nasi bedą k.o.

      Usuń
    5. Sarmato, pełna zgoda, ostatnio nawet oglądałam w "Jak to się robi", KLEJENIE MIĘSA...co oczywiście temu mięsu ma nie szkodzić (he he), ale za to rozmaite szynki w sklepach są, jak malowane. Wiemy o tym, ale ... co z tym zrobić ??? Jeść musimy, a nie każdy może sobie wyhodować świnkę w wannie, jak to po wojnie bywało ...Wypatrzyłam tylko jedną szynkę ( nie zdradzę producenta i nazwy bez kasy za reklamę), w której widać mięśnie ( bez sklejania), która nawet trochę się kruszy, ma tłuszczyk i mniej więcej smakuje tak, jak ta sprzed wielu lat. Ale i tak kupuję ją rzadko i tylko po kilka plasterków, bo z powodu chemii od dawna nie lubię już wędlin. Inne wyroby też bez chemii ani rusz, więc ...katastrofa !

      Usuń
    6. Begonijko - ja też nie przepadam za "sklepowymi" wędlinami, chociaż... trafia się czasami prawdziwa perełka. Kilka lat temu odkrylem taki niewielki sklep z wędlinami - tymi prawdziwymi w uroczym miasteczku powiatowym Olesno (opolskie).Jak wejdziesz do tego sklepu to już pięknie pachnie i zaraz oczy pożerają wszustko, co na hakach wisi.. Wyobraź sobie, że mają tam BEKON, prawdziwy BECON - a co za smak. Czynię tedy tak - dwa lub trzy plastry beconu rumienię na patelni - prawie, że "na chrupko", wbijam na to dwa jajka (od kur chodzących po podwórku) i pod pokrywką lekko "ścinam" - aby białka się "zabieliły". Szczypta pieprzu i szczypta soli (na jajka) i.....niebo w gębie. Właściciel tego sklepiku ma swoja własną rzeźnię i wytwórnię wędlin. Właściwie to cała jego rodzina - z dziada pradziada trudni się wytwarzaniem wędlin. Są o jakieś 30% droższe od tych "markietowych", ale warte tego. Tam też kupuję PRAWDZIWE parówki cielęce, robione z PRAWDZIWEJ cielęciny a nie z ochłapów i "wytłoków" z kości. Mój kuzyn w Wielkopolsce też ma dość duże gospodarstwo rolne a w nim hodowlę "blondynek". Całość futruje (żywi) starodawnymi sposobami i "na pniu" sprzedaje każdą ilość pewnej wytwórni wędlin - tylko na eksport. Co dwa lata wpadam tam na "świniobicie" eehhhh... świat może być piękny i....smaczny. To mnie skłonilo, że 3 lata temu wybudowałem sobie na działce "prawdziwą" wędzarnię i dwa trzy razy do roku coś tam sobie wędzimy według starodawnych metod. Może dlatego jestem taki wyczulony na to barachlo, które nam oferują w sklepach wędliniarskich i marketach. Po prostu WIEM jak to powinno smakować a tak nie jest.Nadto - ludzie wolą wygodnictwo i mało komu się chce troche pobiegać wokół spraw kulinarnych. Na to liczą "producenci" i wpychają co się da. No i te "cuda" - z kilograma mięsa robią dwa kilogramy wędlin. Takiego szwindlu nigdy dotąd w Polsce nie było.

      Usuń
    7. No ...teraz to mnie porządnie wkurzyłeś, Sarmato ! Skąd niby mam wziąć takiego kuzyna ??? To znaczy, znalazłby się nawet, ale ciut daleko, jak na codzienne potrzeby.
      I tylko smaku nam narobiłeś !!!

      Usuń
    8. begonijka21 września 2014 11:15

      Begoniko, u nas polemika co do lekarstw "zamiennikow" , a u nas zwanych " générique"
      dmucha pelna para. Molekula (molécule) jest bez watpienia ta sama (inaczej kryminal dla laboratorium) ,ale ta OTOCZKA! Okazuje sie bowiem, ze piguly ,ktore powinny sie rozpuszcac w srodowisku pH 8, rozpuszcaja sie w srodowisku kwasowym pH 2. Biada majacemu wrzody na zoladku!
      W tym businessie nie ma nic za darmo!
      No iwyobraz sobie dziadka przyzwyczajonego do np. aspiryny, bioracego opakowanie z napisem - kwas acetylosalicylowy!

      Moj dziadek powiadal:-)))) - "za tanie pieniadze,to psi mieso jedza".

      Milego wieczoru zycze,

      Usuń
    9. begonijka21 września 2014 18:29
      Jam z Toba na tego sadyste Sarmate!!!:-)))))Ja mam takiego kuzyna, ale 2500 km odemnie! Kolo Zywca. Gora dwa razy w roku mam okazje go odwiedzic autem i napelnic bagaznik na maxa tymi wyrobami z "przasnych blondynek". A on,Sarmata, se tak pod Opole i hop!.......Szczesciaz jeden!

      Z humorem,

      Usuń
    10. begonijka21 września 2014 14:28
      "......świnkę w wannie...."

      Begonijka Ty nawet nie wyobrażasz sobie jak ja kocham Twoje refleksje , na kazdy temat :))))))))))))

      Usuń
    11. Francopolo :-)))))))) No dobrze, nie bedę Cie już kusił wędlinami "made in home", przy okazji dam Ci recepturę na wielkopolskie "szare kluski ziemniaczane" z kiszoną kapustą i grzybkami. Wystarczy je polać topioną słoninką ze złocistymi skwarkami.Czegoś tak dobrego jeszcze w zyciu nie jadłeś.Podobno w Londynie "poznańska wiara" otwarła kilka takich barów z tym przysmakiem - kolejki stoją cały dzień. I pomyśleć, że Angole kiszoną kapustę nazywają "zepsutą kapustą". Nie dziwota, że Szkoci chcą się odseperować od tych kulinarnych nieuków.Chociaż.... jajka na bekonie to podobno ich wynalazek. :-)))))))
      FRANCOPOLO - MAMY ZŁOTO!!!!!!, Brazylianie wracają z płaczem do domu- to był mecz !!! Aż mi się mokro zrobilo w oczach :-))))))))))

      Usuń
    12. Begonijka to nasza perełka blogowa..Już wielokrotnie mówiłem..

      Usuń
    13. Eliza D.22 września 2014 02:05

      A ja sie nie usmialem. Jak mieszkalem kiedys w St Denis(dzielnica Paryza), to na wlasne oczy widzialem jak Araby chodowaly barany w lazience. Myli sie w malej miseczce w kuchni a baran "byczyl" sie w wannie.

      PS. Refleksje Begonijki sa zaiste przednie. Patelnia i slowem (takie ogniem i mieczem:-))))))

      Cordialement,

      Usuń
    14. Eli,Ty szczęściara jesteś,taką Begonijką pozyskałaś..

      Usuń
    15. Sarmata22 września 2014 08:03

      Jadlem kluski na Slasku, ale byly z" modrom kapustom" i roladami. Tam nazywaja je "guminklejze" .Nie wiem czy to te same?
      Co do "english food" , to jest nieprzyzwoitym nazywanie tego czegos kuchnia!
      Jak byles w Anglii ,to z pewnoscia miales okazje "degustowac" ten ich super deser -pudding podany na talerzu do zupy z lyzka do zupy!!! Horreur!

      PS Gratulacje dla polskich siatkarzy!!!

      Milego dnia zycze,

      Usuń
    16. "hodowaly"!!!!cosik mi dzis ani francuska ani poska ortografia!.....
      A wczoraj znowu tak nie przesadzalem z woda mineralna:-))))))

      Usuń
    17. Domagam się Sarmato, tego przepisu na poznańskie "szare kluski" (w innych regionach robią je nieco inaczej, a nawet mylą z "żelaznymi kluskami"). Sprawdzę czy takie jak moje babcie, ciotki i mama robiły.:-)))))))
      Pomyślności.

      Usuń
    18. @Sarmato : najbardziej chemiczną trutke jaką mialem okazję spożywać byly amerykańskie racje wojskowe MRE czyli trzy kłamstwa w trzech literach.
      Najpopularniejsze tłumaczenie tego skrótu to meat refused by Etiopia :-))

      Usuń
    19. Nigdy nie udalo mi się zrobic klusek sląskich jakie jadam w Polsce, dlatego kupuję na bazarku i ładuję do 2 pudeł plastikowych po 2 kg. Pani Wiesia specjalnie robi dla mnie dzien przed wylotem z Polski :) Ale muszę podwoić pojemniki bo moi zięciowie ( belgijski i hiszpanski) tez.....LUBIĄ :( niewiele zostaje dla mnie ;(

      Usuń
    20. Moja Mama robiła przepyszne, kładzione kluski ziemniaczane, ze skwareczkami i pokruszonym twarogiem (obowiązkowo !!!) Czyli te osławione "szare" (bo taki mają kolor) kluchy. Przygotowane ciasto ziemniaczane wykładała na dużą pokrywkę od garnka, po czym łyżką zdejmowała podłużne porcje i wkładała do gotującej się wody. Ja też umiem je zrobić, he he ! :)))

      Usuń
    21. Witaj Ikko !!! :-)))))) Skoro się domagasz - to bardzo proszę - oto moje przepisy (odziedziczone po mojej Mamie).
      W zasadzie "ciasto ziemniaczane" na szare kluski robi się podobnie jak ciasto na placki ziemniaczane z tym, że odciskamy prawie cały sok. Można to robić na gestym sicie przy pomocy łyzki, ale lepiej wychodzi jak ciasto damy do płóciennego woreczka i odciśniemy soki - których jednak nie wylewamy, mogą być jeszcze potrzebne przy "wyrabianiu ciasta". Aby nam utarte ziemniaki zbytnio nie ściemniały, przed wyciśnięciem dodajemy szczyptę soli i kilka kropli soku z cytryny.
      Do odciśnietego ciasta ziemniaczanego wbijamy jedno jajko w całości , dodajemy łyżkę mąki (kopiatą !) i szczyptę pieprzu. Wyrabiamy ciasto w misce aż uzyskamy jednolitą masę . Odrywamy kawałek ciasta i robimy próbę jego konsystencji poprzez uklepanie go w kulkę. Jezeli jest spoista i zwarta - ciasto gotowe. Jezeli nie - dodajemy maki przy cieście zbyt rozlazłym, albo dolewamy troche soku, który nam pozostał po ucieraniu ziemniaków, jezeli ciasto jest zbyt "suche". To trzeba sobie poćwiczyć, bo konsystencja ciasta duzo zalezy od tego jakich ziemniaków użyliśmy. Ziemniaki "sałatkowe" są bardziej wodniste, ziemniaki do pieczenia zawieraja więcej skrobi i są bardziej "sypkie". Ja preferuje ziemniaki sałatkowe o nazwie "lord" (dawniej: prima). Ciasto nastepnie nalezy ukszatałtować na desce do krojenia chleba lub na dużej pokrywce od garnka w "placek" o grubości okolo 1,5 - 2 cm, skąd nabieramy je łyżka stołową w formie podłużnych kluseczek (4-5 cm) i wrzucamy na lekko osolony wrzątek. Po "wypłynieciu" klusek na wierzch wrzątku - gotujemy jeszcze około 2-3 minut, nastepnie wybieramy cedzakiem na sito lub do "durszlaka" aby ociekły z wody. Kiedy ociekną , wrzucamy na patelnię, gdzie mamy juz stopioną słoninke ze skwarkami i przez chwilę podsmażamy. Kluski gotowe. Do sloninki możemy dodać pół na pół dobrego wędzonego boczku i cebulkę oraz szczyptę majeranku. A teraz co do kapusty kiszonej ! Uzywam takiej, ktora jest już przez producenta przyprawiona "ziolami" a więc kminkiem, zielem angielskim, tartą marchewką oraz cebulą w półtalarkach. Jezeli jest zbyt kwaśna, zalać zimna wodą o przepłukać oraz odlać. Kapuste zalewam wrzątkiem i gotuję równo 6o minut. Po ugotowaniu dokładnie odcedzić, aby byla "sypka" a nie kapuściana ciapa. Dodaję pieprz, dwie łyżeczki majeranku, czasami odrobinę cukru i okrasę, czyli takze topiona słoninkę ze skwarkami, albo jak ktoś nie lubi - topione masełko. Kapusta musi być "sypka" a nie ciapowata. Na koniec dodaję ugotowane i pokrojone w drobną kosteczkę suszone grzyby, ktore nadają kapuscie stosowny aromat. Mozna dodać do kapusty 1-2 łyzki wywaru z grzybów, ktory jest też aromatyczny. Smacznego !!!!!
      P,S. - dobrze jest wrzucic na wrzątek dwie trzy kluski i zobaczyć czy się nie rozlatują lub nie są zbyt "twarde". Ciasto można wtedy zawsze poprawić przed ostatecznym gotowaniem, dodając mąki, lub soku ziemniaczanego. W Wielkopolsce przed takimi kluskami podają jeszcze na I-sze danie - polewkę poznańską zrobioną na bazie kwaśnego mleka lub maślanki. To taki rodzaj "białego żurku" + jajeczko na twardo. Też mniam, mniam !!!

      Usuń
    22. FRancopolo :-)))) te śląskie "gumiklejze" - też bardzo smaczne, robi sie z UGOTOWANYCH ziemniaków a nie tartych surowych - jak w przypadku tych "szarych klusek". Moja żona - rodowita Ślązaczka, robi je wyśmienicie. Na ślasku jedza tez kluski robione z mieszanki gotowanych i surowych ziemniaków - tak na oko - pół na pól. Kombinacji jest kilka i co kto lubi. Zamiast :modrej kapusty" często robi się buraczki "na zimno" i pikantnie doprawione. Ja ostatnio robię miniroladki z polędwiczek wieprzowych. Wystarczy godzina pieczenia i gotowe. Te prawdziwe rolady - wołowe, to sa bardzo "energo" i czaschłonne - minimum 2 - 2,5 godziny pichcenia. Podobno można tez niezłe rolady zrobić z piersi indyczej, ale jeszcze tego nie próbowałem. A jeszcze jak sos do rolad zrobisz, podlewając syropem z czerwonych winogron - czyste szaleństwo smakowe.

      Usuń
    23. errata - na Śląsku - oczywiście.

      Usuń
    24. Prawdziwie POZNAŃSKIE te Twoje "szare kluski" Sarmato!!! Właśnie dlatego pytałam o przepis, bo w innych regionach do tych surowych dodają ziemniaki gotowanie (z proporcjami różnie bywa). Dla mnie taka mieszanka to już zupełnie inne kluski, choć też smaczne. Pamiętam, że odciśnięta od ziemniaków woda musiała trochę postać, by na dnie osiadła skrobia, która koniecznie należało do ciasta dodać. Teraz niektóre z moich kuzynek dodają zamiast tego trochę (łyżkę) mąki ziemniaczanej (jest świetnym, dodatkowym sklejaczem dla tego ciasta).
      Pamiętam z dzieciństwa, że robiono tych klusek zawsze dużo więcej niż na 1 posiłek. Pierwsze zjadaliśmy jako zupę, dodając do tej wody, w której się gotowały (to taka zawiesina w której sporo oddzielonych drobinek pływało) mleko i odrobinę masła (u bogatszych śmietanę i masło). Kolejne danie to owe kluski podgrzane w niewielkiej ilości owej zawiesiny i wówczas okraszone skwarkami (bywało z cebulką). Ostatnie podsmażało się na rumiano (na maśle, smalcu, czy ostateczności oleju).
      Ogólnie kluchy wszelakie uwielbiam (najmniej te "żelazne"), włącznie z różnymi włoskimi specjałami z makaronów (choć to już nie to). Zawsze jednak "smaki dzieciństwa" mają pierwszeństwo (w tym, szare, kopytka, śląskie, czy pyzy).
      P.S. Prawdziwa polewka jest wyłącznie z maślanki, ta na kwaśnym mleku to już nie to. Jadło się ją na wsi na śniadanie (było dopiero po dokonaniu porannego obrządku), dojadając chlebem, a częściej z tłuczonymi ziemniakami ziemniakami (bywało ze skwarkami):-))))))
      Pomyślności.

      Usuń
    25. Pani Elizo :-))))) kluski ślaskie (gumiklejze) sa zdaniem mojej zony najłatwiejsze do zrobienia i w zasadzie zawsze "pewne". Gotowane ziemniaki przeciskamy przez praskę lub ubijamy tluczkiem w garnku. Kiedy przestygna, dodajemy jedno surowe jajko i łyżkę stolową maki ziemniaczanej - jako "lepiszcze". Wszystko dokladnie nalezy wyrobić na "ciasto". Po tym bierzemy troche ciasta do rak i "kulamy" kluski na okragło i lekko , palcem robimy po srodku dołeczek na sos. Uformowane kluski ukladamy na stole i przykrywamy serwetką. Niech sobie tak leżakują godzinę lub dwie. Na koniec - kluski wrzucamy na lekko osolony wrzątek i gotujemy aż wypłyną tj.,około 2 - 3 minut. Cedzakiem wyjmujemy kluski z wrzątku i kładziemy na talerze, potem polewamy to dobrym sosem (przepisów jest kilkanaście, ale zawsze sos musi zawierać śmieiankę) Sos robimy razem z roladami - łatwizna, ale smaki możemy sobie dowolnie modyfikować,( czasami dodaję pieczarki pokrojone w plasterki i uduszome w tym sosie). Receptura na kluski pochodzi od mojej Pani a ona robi to super hiper !! Smacznego !!!

      Usuń
    26. Nightgale :-)))))Szkoda, że nie możesz spróbować "hamerykańskiego" "Horse meat". To byla taka dość pokantna mielonka z końskiego mięsa. Jankesi dostarczali "to to" po wojnie do wyglodniałej Europy w ramach akcji UNRA. A ludzie jedli bo "hamerykańskie" - to musi być dobre.Były dwie odmiany tego przysmaku - puszki w buało czerwone paseczki zawierały "hot" - pikantną koninę. Puszki w bialo zielone paski zawierały łagodniejszą formę tej samej koniny. Kiedys opowiem Ci jak u mnie na wsi "najstarsi mądrale" obradowali pól dnia jak sie takie puszki otwiera.Miłego !!!

      Usuń
    27. Nightgale - errata - UNRRA - oczywiście, klawiatura połknęła mi jedno "R"

      Usuń
  8. Oj tam, oj tam... zawszeć można zamiast do lekarza do znachora jakowego...:-)))))
    P.S. Co z tego, ze mammografia co dwa lata za darmo, jak baby nawet do ginekologa po kilkanaście i więcej lat nie zaglądają. Potem lament, że to już rak zaawansowany, a kolejki...
    Pomyślności.

    OdpowiedzUsuń
  9. Eliza D.20 września 2014 21:21
    Co do Polski to zastanawiam się po cholere im ta sluzba zdrowia i lepsze warunki skoro i tak pan Bóg decyduje o wszystkim i wystarczy sie pomodlic?

    ==========
    No własnie, przeciez "prawdziwe zycie" zaczyna się po śmierci i trwa wiecznie LOL

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzień dobry Pani Elizo !!! Dla "poratowania" zdrowia spędzilem cały tydzień na działce. Pogoda była przecudowna - już prawie jak "babie lato". Dlatego też zająłem się "plenerami malarskimi" aby wyżyc sie artystycznie. Pomalowalem rynny balkonowe i okapniki, pomalowalem ławkę "parkową" przy miejscu gdzie palimy ognie i pieczemy ziemniaki, pomalowałem balustrady drewniane na tarasie i balkonie i wreszcie po raz ostatni w tym roku - skosiłem trawniki. A wszystko w krótkich spodenkach i przy ":nagim torsie". Spalilem w ten sposób niepotrzebne tłuszcze, pogubiłem różne tam cholesterole a spalem jak "młody Bóg". Wprawdzie czasami dostawałem zadyszki, łażąc za kosiarką - ale kilka łyków schłodzonego piwka od razu stawiało mnie na nogi. A wieczorami porykiwałem sobie przy telewizorze - kibicując naszym siatkarzom i życząc "na pohybel" innym. Na nieco nadwyrężone struny głosowe radzę zażywać nalewkę wiśniową, albo wódeczność z trawka cytrynową (własnie w tym roku sobie taka trawkę zasadzilem w wielkiej donicy i mam "kepę", że hooo...hooo.). Dla tych, ktorzy nie mają działki (zdrowotnej) - radzę patrzeć na reklamy leków. Od razu czlowiek (rozsądny) traci chęć zażywania. W tym roku sypnęło tam lekami o "podwójym" lub zgoła "potrójnym" działaniu. Z daleka czuć oszustwo. Przedtem multiplikowali nam leki "forte" i "extra plus", potem były leki z serii "mega" w takim samym opakowaniu ale tańsze - jak głosiła reklama. Co raz więcej tych "leków" można kupić w markecie lub aptece bez recepty a Polacy - wiadomo, najbardziej znają się na medycynie. Wytworzyla się swoista "lekomania" i każdy ma tam coś "na zapasie".A "pigularze" zacierają łapy , bo interes im kwitnie. No więc jak Polak - samouk medyczny nałyka sie tych "mega", tych "forte" i tych o "podwójnym działaniu" - nie dziwota, ze dostaje po tym s..raczki, albo zaparcia, kolki wątrobowej lub ciśnienie szybuje mu do góry - jak balon. Powinno być juz stosowane "leczenie odwykowe" od leków bez recepty. Może trochę upraszczam, ale za czasów mojej młodości - dostepne chyba były jedynie "tabletki z krzyżykiem" - takie od bólu głowy a naród czuł się o wiele zdrowiej. Obserwuję też u wielu "emerytów" pewne "mody" na choroby i pewne "mody" na badania - bo to panie - jak przypną do takiego stołu i wjeżdżają do takiej rury - to ciarki człowieka przechodzą. I na koniec - widział ktoś biednego lekarza albo biednego aptekarza ???? Miłego dnia !!!
    P.S. Przepięknie zakwitły mi na działce kwiaty - zimowity. Mam taka rabatę - chyba ze 150 sztuk. To już sygnał, że jesień nadeszła - "a mnie jest szkoda lata" - jak w tej piosence .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra rada - przepraszam, ale głupiś jak jak stodoła. Liście dębowe stanowią naturalną ściółkę leśną, poprawiającą skład gleby. Środowiska leśne - gdzie rosną dęby i gdzie jest ściółka dębowa są urodzajne w grzyby - szczególnie prawdziwki oraz grzyby "dąbki". Każdy leśniczy chciał by aby na jego obszarach leśnych bylo jak najwięcej dębów i liści dębowych. Nim coś napiszesz - najpierw pomyśl, jeżeli potrafisz !!! Miłego dnia !!!!

      Usuń
  11. Ziomal21 września 2014 08:53

    Te,Ziomal, ty sie o nas nie martw, bo z nas i tak zadnej korzysci nie masz. Martw sie raczej o te moherowe finansistki, ktore rownolegle z nami cie opuszcza!. I kto ci da na tace? Bo tej pory jakosc nie slyszalem o mozliwosci przelewu kasy z nieba?
    Trza bedzie rekonwersje biskupich dworkow na hotele ***** przerobic!

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Francopolo :-))))) Bo widzisz - u nas - w odróżnieniu do Twojej Francji. lekarze i aptekarze dopiero sie uczą, jak można "godziwie" zarobić na ludzkim zdrowiu, stosując różniste wymyślne sposoby. Naganiacze medyczni stosuja też różne sposoby reklamowe aby dany temat byl "modny". Jak wymyślą jakis nowy lek - zaczyna sie wściekła nagonka reklamowa, aby pobudzić "popyt". Tak onegdaj było z antybiotykami - "cudownymi" lekami na wszystko. Dzisiaj mamy problem - wiele bakterii chorobotwórczych uodpornilo się na antybiotyki i praktycznie nie ma czym ich leczyć. Natura przystosowała organizm ludzki do samoobrony a my tą zdolność osłabiliśmy stosując m.innymi antybiotyki. Nie raz szlag mnie trafiał, kiedy lekarz rodzinny lub lekarz dla dzieci (pediatra) przepisywał na byle co - silne antybiotyki. W moim życiu - tylko raz brałem antybiotyk - oxyterracynę, kiedy nabawilem sie ropnego zapalenia migdałów i mialem do wyboru - albo ich chirurgiczne wycięcie, albo próbę leczenia antybiotykiem. Lekarz zdecydował, że jest szansa leczenia antybiotykiem - pomogło. Ale na grypę i katar ?????? Najlepsza jest nalewka albo "grzaniec" piwny i cytryny.Pewne choroby mają to do siebie, że musisz je przejść, aby uodpornić organizm. A że trzeba kilka dni pokwękać - trudno !
    Że też żaden "uczony" nie wymyślił jeszcze leku na "kaczyzm" , zażył byś pigułę i spokój. Tam u Was we Francji, pewnie przydała by sie jakaś piguła na "hollandyzm", bo coś ostatnio głośno na ten temat. Pewnie chłop zażywa za dużo "viagry" stąd taki u niego "wigor". Żartuję tu sobie trochę, no bo co mam robić, każdy się starzeje i każdemu coś tam zaczyna strzykać w kolanie, takie są prawidła przemijania, bo inaczej świat byłby przepełniony samymi starymi ramolami. Nec Herkules - contra plures. Miłego dnia !!!!
    P.S. - szkoda, że juz mamy inny temat do komentowania. Bo mial bym dużo do napisania o pewnej ikonie z Claro Monte i towarzyszących jej legendach. Ale tematy pielgrzymkowe wracają u nas jak bumerang, to pewnie niebawem będzie jeszcze okazja. My tu w Polsce mamy "jedną taką" ikonę, ale we Francji jest ich podobno około 180 - to dopiero problem - co ?????

    OdpowiedzUsuń
  13. Ziomal,głupota twą matką jest. Saluto !

    OdpowiedzUsuń
  14. Eli,chłe,chłe,chłe..

    OdpowiedzUsuń
  15. My tu o leczeniu,my tu o emeryturach,. A oto skutki i przyczyny tegoż ze:
    "Oto praw­da o su­tych eme­ry­tu­rach, któ­ry­mi mami nas rząd, wy­dłu­ża­jąc obo­wią­zek pracy do 67 lat. Tym "bo­gac­twem" pol­ski męż­czy­zna bę­dzie się cie­szył rap­tem przez... czte­ry i pół roku.
    Ko­bie­ta nieco dłu­żej, bo 13. Śred­nia życia w Pol­sce jest bo­wiem znacz­nie krót­sza niż na Za­cho­dzie. Nie­miec na eme­ry­tu­rze po 67. roku życia po­ży­je jesz­cze śred­nio 17 lat i czte­ry mie­sią­ce, Fran­cuz - 18 lat i 2 mie­sią­ce, a Grek 16 lat i 2 mie­sią­ce. W do­dat­ku na stare lata będą mieć znacz­nie więk­sze pie­nią­dze niż pol­ski eme­ryt"
    I tu pytanie "czy te nacje" maja taka wspaniała opiekę lekarska?
    Czy to styl życia,jedzenie itp itd tak nas od nich, różni?
    PS
    francopolo Gratuluje "miejsca zamieszkania" i długości pobierania przyszłej emerytury
    Napisz jak Francuzi "to robią" iz żyją dłużej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Także nie za wiele miałam do czynienia z antybiotykami Sarmato. Już na początku, jako 10-dniowemu dziecku, de facto noworodkowi, przyszło mi pokonać obustronne zapalenie płuc oraz gronkowca złocistego. Jedynymi dostępnymi u nas wówczas lekami były sulfamidy. Pewnie to dobrze, bo już niespełna rok później, aż dwóch moich kuzynów w wieku niemowlęcym zmarło w wyniku zastosowania ówczesnej nowości farmaceutycznej, czyli streptomycyny.
    Ani siebie, ani dzieci, ani reszty rodziny nigdy też antybiotykami, czy innymi lekami, bez wyraźnej potrzeby nie faszerowałam. Właśnie zgodnie z tym przekonaniem, że najpierw należy dać organizmowi szansę na pokonanie wroga (choroby), a dopiero gdy to jest niezbędne wspomóc leczenie medykamentami.
    Pomyślności.

    OdpowiedzUsuń
  17. w.i.e.s.i.e.k21 września 2014 11:36
    Witaj:-)))))

    Po prostu robia na zlosc SS (taki tutejszy ZUS):-)))))))

    Napisze na powaznie po "jodle".Z ta srednia to nie jest tak.Zalezy od regionu.

    Za chwile,

    OdpowiedzUsuń
  18. Napis przed wejściem do poradni :"Mamy tak dobry sprzęt i lekarzy że dod nas nikt zdrowy nie wyjdzie".Poważnie dot.wyrobów mięsnych:kiedyś norma przewidywała że z 1kg.surowca powinno być ok 0,75 kg.wyrobu,np.szynki.Dzisiaj,dzięki intensywnemu "nastrzykiwaniu"jest to ok.1,5kg.wyrobu.Smacznego!

    OdpowiedzUsuń
  19. Witaj Ikko !!! :-)))) Ciesze się, że i Ty jesteś "w opozycji" do antybiotykow a przede wszystkim do traktowania ich jako uniwersalnego "panaceum" na wszystkie choroby. Tylko lekarz "wybitny nieuk" stosuje terapię antybiotykową - na wszystko. Jak by się szerzej roejrzeć po przyrodzie - to "matka Ziemia" wyposażyła nas we wszystko co jest potrzebne do leczenia. Najlepiej wiedzą o tym zwierzęta, które i instynktownie i poprzez naukę od starszych wiedzą jakie ziólka "zażywać". A tyle jest jeszcze niezbadanych roślin i ich przydatności w leczeniu. Nawet jady niektórych zwierzat są skutecznym lekiem. Badamy juz Marsa - a na Ziemi jeszcze tyle do zbadania. Miłego dnia !!!!

    OdpowiedzUsuń
  20. O kurde balans! Zdechnęi nie wiedząc paczemu..Eli,nie osłabiaj..

    OdpowiedzUsuń
  21. w.i.e.s.i.e.k21 września 2014 11:36

    Jakom i przyrzekl,tako i czynie? Zerknij na ta tabelke: http://www.inegalites.fr/spip.php?article217
    A "robia" to tak:
    Kuchnia srodziemnomorska - oliwa (oczywiscie ze z oliwek:-)))), ryby (morskie!!!),czerwone wytrawne(!!!) wino, czosnek ,cebula, codziennie sex ....klimat i ......lenistwo! I zobacz srednia dlugosci zycia.

    Kuchnia polnocna -np. Nord- PdCalais - frytki,piwo,wieprzowina,ciasta, seks raz na tydzien w sobote po tygodniowej kapieli ...klimat przygnebiajacy i....arbeit,arbeit!!! I obacz srednia.;5 lat roznicy!
    To tak polpowaznie ,a calkiem powaznie - po prostu skuteczna sluzba zdrowia. Dla WSZYSTKICH! Ja oplacam wszelkie opcje komfortu leczenia, bo i mnie stac i przez solidaryzacje (mutuelle)? Ale ci najubozsi, leczeni w szpitalach panstwowych, maja dokladnie taka sama opieke jak ja. I tak prawde powiedziawszy , nie widze wielkiej roznicy miedzy prywatnymi klinikami a publicznymi szpitalami. No moze oprocz czynnika psychicznego ,ze jest sie w renomowanej klinice pod opieka renomowanego profesora.

    No i dodam z humorem, ze Francuzi tak dlugo zyja bo mamy o wiele wiecej "Johnow Bashoborow " niz Wy:-)))))))))

    A na powaznie i wg mnie bardzo waznym czynnikiem jest poziom/komfort zycia? Chyba najwaznieszym.

    Milego wieczoru zycze,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomalutku i u nas się zmienia. W moim rodzinnym Wrocławiu właśnie oddają do użytku kolejny nowowybudowany od podstaw szpital (wcześniej kliniki przy Borowskiej). Wiele innych w całym kraju systematycznie jest remontowanych i unowocześnianych (w tym te jedno i dwuosobowe pokoje).
      Takoż wdrożenie unijnej dyrektywy (choć idzie jak po grudzie), też systematycznie kolejki skróci, a w dodatku wprowadza zdrową konkurencję.
      http://www.tvn24.pl/bezplatnie-bez-czekania-w-dowolnym-kraju-ue-tak-bedzie-ale-pacjenci-latwo-na-leczenie-nie-wyjada,469892,s.html
      Pomyślności.

      Usuń
    2. Ikka,tolko spakojno.. Okaże się w praniu..

      Usuń
    3. A propos, już wiem dlaczego według prawdziwych wolaków Arłukowicz jest Najgorszym ministrem zdrowia wszech czasów. W rocie przysięgi na mówi "Tak mi dopomóż Bóg".:-)))))))))))
      Pomyślności.

      Usuń
    4. Nie mówi ??? Zgroza !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

      Usuń
    5. Nie mówi Begonijko, szefowe MEN i Szkolnictwa Wyższego, też się wyłamały. Natomiast pokój (MSZ), spokój i bezpieczeństwo (MSW), powierzamy Bogu (widocznie słabo z naszymi służbami).:-)))))))))))))
      Pomyślności.

      Usuń
    6. No tak ...W razie cuś wystarczy modlitwa: Boże, spuść bombę !!! :))))))))))))))))))))))))

      Usuń
    7. @Ikko : w dużych miastach typu Wrocław ze szpitalami jest jak cię mogę.
      Gorzej na prowincji.
      Przykłady dwa które widziałem na własne oczy.
      Szpital wojskowy w Deblinie przed laty jeden z najlepszych w regionie dobrze wyposażony i dobrą kadrą.
      Obecnie syf kiła i korniki.
      Jak wszedłem da łazienki na parterze to myślalem ze się do podłogi przykleje.
      Druga perełka to Tomaszów Lubelski.
      Jeszcze gorszy chlew.
      O opiece w jednym i drugim litościwie nie wspomnę.

      Usuń
  22. Sarmata21 września 2014 10:30

    Salut!!!:-))))
    Jak zawsze z przyjemnoscia czytam co piszesz. Twoj pragmatyzm i radosc zycia sa urzekajace!

    Mam w rodzinie medyka z prawdziwego zdarzenia (Chinczyk wyobraz sobie!) , ktory czesto mowi,ze uzywanie antybiotykow, w wiekszosci przypadkow, jest tak durne, jak uzywanie bazooki do zabicia komara!
    PS Co do panaceum -to czosnek! Poczytaj o roli czosnku w starozytnym Egipcie.
    No ale komu ja radze!:-)))))))
    Milego wieczoru Sarmato,

    OdpowiedzUsuń
  23. No popatrz popatrz To te Francuzki nigdy nie maja "bólu głowy" jak tak........ codziennie.
    Nie powiem zazdroszczę choć uważam za Henry Millerem
    "seks jest jednym z dziewięciu powodów reinkarnacji. Pozostałych osiem jest bez znaczenia".
    Ale ten miał powody i chęci"powrotu" do Monroe.
    A i jeszcze jedno Mam awersje do win francuskich po pamiętnej aferze w której to producenci we Francji dodawali do wina glikol.'podobno' Wole wiec wina uboższych narodów Węgry,Słowacja Bułgaria gdzie ich nie stać na tak "drogie dodatki"
    A "wasze"Beaujolais nouveau, przypomina mi PRL i tamte wina "patykiem pisane" lub wino pod tytułem Wino.
    Pozdrawiam z humorem



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieśku - te ichnie wina zaprawiane glikolem i pirosiarczanem sodu ida tylko na eksport - wszyscy myślą, że tak musi być. Chodzi o to aby to "wino" nie "gerowało" i aby korków nie powybijalo z butelek.

      Usuń
    2. Wino marki "Wino" lub "patykiem pisane"(to jedno i to samo) to był nektar,Ambrozja po prostu.Jaki był piękny "odlot"po jego zażyciu,jakie piękne pawie latały w powietrzu!

      Usuń
    3. Paweł22 września 2014 08:15
      Witam,
      Ja jak widze na butelce napis "contiens des sulfites"- zawiera sulfity,( napisane oczywiscie bardzo malymi literkami) to mam ochote taka butelka "palnoc lo ziem"!!

      Sulfity, H2SO3, dodaje sie do wina coby sie w ocet nie" obrocilo". Wyobraz sobie jak "doskonalej" jakosci te wina byc musza.Ja sie takiego wina nie "chyce"!
      Francuzcy winiarze popelnili wielki blad nastawiajac sie na ilosc a nie na jakosc?Jak ongis Chinczycy ze stala.
      Pozdrawiam,

      Usuń
    4. "contient" oczywiscie!Przepisze 100 razy!

      Usuń
    5. Franco Polo,O cie choroba!

      Usuń
    6. Tak ogólnie to Eli jest git kopbietka.Ale ma jedną wadę..Nie kasuje głupoli..A może i dobrze?Można się pochichrać..

      Usuń
  24. Do francopolo kluski szare sa z poznanskich pyrek !!!!! slaskie sa rzeczywiscie z kartoflanka czyli gumiklejzen , nasze poznanskie PYCHOTA !!!!!!!!! i kapucha kiszona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kapucha kiszona..Pychota..mniam,.mniam..

      Usuń
  25. Aaaaaaa....teraz rozumiem!Jedne sa z pyrow,drugie z kartofli:-)))))))
    Dzwonilem specjalnie do mojego kolesia -Hanysa, zeby poprosil swoja mame o przepis.
    Podal mi podobny jak tu:http://bistro24.pl/gotowanie/przepisy/szare-kluski-ze-skwarkami,103558.html
    Tylko ,ze te tutaj bardzo brzydko wygladaja. Te co jadlem byly plaskie,okragludkie i z takim dolkiem w srodku.
    Ze tez Francuzi klusek nie znaja. Chociaz teraz mozna w marketach kupic kopytka i kluski na parze,ale mrozone.Fuj;jak mowi moj koles:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Francopolo,zeżreć wszystko można!

      Usuń
    2. Francopolo - troche wyżej napisalem Ci jak sie robi ślaskie "gumiklejze" a jak "szare kluski" Zjadliwe sa jedne i drugie - te "gumi" robi sie specjalnie do śląskich rolad wołowych albo do marynowanej pieczeni wołowej ( po ślasku - pieczeń na "dziko").

      Usuń
  26. m_16 Waszek22 września 2014 13:31

    Jestes pawien?
    Byles kiedys na Sardynii? Robia tam taki super ser owczy o wdziecznej nazwie Le Casu Marzu.
    A na Corsyce nazywaja go " formaggio marcio". Jadlem pluskwy i pajaki w Vietnamie, ale byly smazone. A ten ser sie rusza!! Zabieralem sie za niego pare razy bezkutecznie, dopiero gdy skonczylem butelke pastisa -wtedy przeszlo. W smaku wspanialy, ale naprawde lepiej byc slepym przy jego degustacj!

    Popatrz tu: http://www.youtube.com/watch?v=K7S95d_CCt0
    Tylko nie na trzezwo!
    Bonne appétit,

    OdpowiedzUsuń
  27. Francopolo - :-)))))))) Na Korsyce nie byłem, ale nasi sąsiedzi Czesi wyrabiają w Ołomuńcu - takie coś , co sie nazywa "Olomoucke pivne syrki". Sa to takie krążki serowe o średnicy około 3 cm. Stanowia czeska "zagrychę" do piwa. Śmierdzą okrutnie, ale są jadalne. Kiedys o malo nie doszło do skandalu w miedzynarodowym "Inter City" - wiozlem sobie w walizeczce kilka opakowań tych "syrków". Póki były schłodzone - śmierdziały u,iarkowanie. Aliści w przedziale grzali jak cholera i "zyrki" zaczęły "dojrzewać" smakowo i zapachowo. Ludziska najpierw spoglądali na siebie podejrzliwie, niektórzy wychodzili dyskretnie na korytarz, ale śmierdzialo co raz bardziej. W koncu jeden pan nie wytrzymał i wygarnał na glos, ze puszczanie "bąków" w przedziale jest zwyczajnym świnstwem i brakiem wychowania. Dopiero wtedy sie przyznalem, ze to moje "syrki" tak woniają. Zapakowaliśmy "to to" do torby plastikowej i wywiesili na sznurowce za oknem. Pomoglo !!! Niemcy w Bawarii też robią takiego "śmierdziucha" - nazwa wyleciała mi z pamięci. Mój Boże, a Wy tam w tej Francji podobno robicie tyle gatunków sera ile dni w roku, albo i więcej. :-))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  28. Francopolo,Ty mnie nie obrażaj,albowiem wrażliwym jest.

    OdpowiedzUsuń
  29. Sarmato - te "syrki" to sa dobre na policyjne alkomaty. Jak dmuchniesz niczego nie wykryją, a jak dmuchniesz policjantowi - natychmiast nakazuje ci odjazd. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pawle - witaj !!! Lepiej nie próbować oszukiwać policjantów i ich alkomatów. Alkoholu we krwi nie zagłuszysz żadnym "syrkiem". Miłego !!

      Usuń
  30. Sarmata22 września 2014 17:13
    :-))))))) Fajna przygoda ! A tren facet co to mu "wanialo" to byl po prostu ignorant gastronomiczny:-)))))
    Co do Le Casu Marzu, to nie zapach jest odpychajacy. Te muszki znosza jajka, z ktorych wylegaja sie w ciagu doby dorodne pedraki, ktore bys z checia na ryby zabral! Francuzi nazywaja takie sery podroznikami. Bo gdy wieczorem zostawisz na jednym koncu stolu, to rano sa na drugim:-))))Doslownie!
    W Niemczech, w dziedzinie serow, jakos mnie nic specjalnie nie "urzeklo". W Alsacji natomiast jest taki jeden super zwacy sie Mûnster.Przy nim mozesz spokojnie baki pusczac:-)

    I tak szperajac w mojej ,wszelakimi naduzyciami, nadwyrezonej pamieci, rzeczywiscie przypominam sobie taki ser importowany z Niemiec,ktory nosil rowniez wdzieczna nazwe" Crotte du diable" -czyli gowienko diabla
    .Zobacz czy to nie ten:
    http://toutinfrimage.canalblog.com/archives/2006/10/15/2911082.html
    "Swiezyj wozduch "z usteczek pana prezesa go w fetorze nie pobije:-)))))
    **********************

    Ale ,ale....stop! Z dolu (kuchni) dolatuje zapach paêlli. Robi ja dzisiaj moj syn ,specjalista hiszpanskiej kuchni( zaraz po mnie ,oczywiscie:-)))))Ja zlaze do piwnicy po jakies "patykiem pisane":-)))

    Milego wieczoru Sarmato i rowniez smacznej kolacji,

    OdpowiedzUsuń
  31. Pusty smiech na sali22 września 2014 18:13

    Wlasnie czytalem dlugi post Sarmary, nasz ogrodnik w krotkich spodenkach zapomnial napisac, ze zamierzal jeszcze wyrzucic liscie do lasu, ale przypomnial MU sie post ,, Dobrej Rady,, i przemilczal ten temat. Eli , ale masz matolka na swoiim blogu, zapewne przed zasnieciem bardzo wstydzisz sie za niego,,,, my takze:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ziomal - już nasikałeś na wycieraczkę - teraz zmiataj do budy.

      Usuń
  32. m_16 Waszek-chmiel22 września 2014 18:23

    Pusty dupek,gibaj się!

    OdpowiedzUsuń
  33. Z tymi antybiotyami to się nie do końca zgodzę.
    Bywają wypadki kiedy są niezbędne.
    Wiem po własnym przykładzie.
    W dzieciństwie byłem cholernym anginowcem.
    Łapałem to pioruństwo mniej więcej raz miesiącu.
    Trzydzieści la temu kuracja była jedna : szpryca z pencyliny w zadek.
    Gdyby nie ten antybiotyk to nie wiem czy by mnie któraś ta angina nie wykończyła.
    Przeszło mi dopiero po wycięciu jednego migdała w wieku 10 lat.
    Efekt uboczny po tych kuracjach jest jeden : bardzo wysoka odporność na sporo medykamentów.
    Nawet wszelkiej maści środki nasenne czy halucynogeny bardzo słabo działają.
    Kiedy musiałem dostać narkoze to az się anastezjolog przestraszył dawki którą musiał mi podać abym łaskawie się uśpił ;-):-)

    OdpowiedzUsuń

Na tym blogu hejt nie jest tolerowany.